Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sfinalizowanej umowy, czem wielce zmartwił się dr. Grzesiak.
Sprawa jednak należała do najpilniejszych i trzeba było coś robić. Oficjalna wizyta u ministra nie dała żadnego rezultatu. Gdy Dowmunt tłumaczył, że przeciąganie sprawy naraża go na poważne straty, a skarb zarówno pośrednio, jak i bezpośrednio, na zwłoce ucierpi, minister przerwał oschle:
— Sądzę, że sam wiem dobrze, co leży w interesie skarbu, a co nie. Wydaje mi się też, że straty jakie pan poniesie, nie będą dlań zbyt dotkliwe. Kto, jak pan, może pozwolić sobie na tak pokaźne subsydia dla prasy opozycyjnej, nie powinien liczyć się z drobnemi stratami.
Po tych słowach wszelkie perswazje były beznadziejne. Dowmunt istotnie subsydjował ogłoszeniami kilka pism ludowych, lecz jedynie w celu propagandy uprzemysłowienia rolnictwa. Nie przypuszczał, by miano mu to brać za złe. Okazało się jednak, że był zbyt nieostrożny.
Po długich naradach w „Adrolu“ postanowił w końcu skorzystać z rady Romana i zwrócić się o pomoc do księcia Krotyńskiego, jednego z leaderów opozycyjnych. Książę był senatorem i przez koneksje rodzinne w grupie konserwatystów mógł czasem udzielić swoich wpływów.
Dowmunt poszedł doń razem z Romanem. Był to starzec o hetmańskiej powadze i wysokiej kulturze. Przyjął ich bardzo serdecznie. Z uwagą wysłuchał całej sprawy. O działalności Dowmunta już wiedział i chociaż uważał całe przedsięwzięcie za rzecz ryzykowną, przyznał, że w zasadzie „Adrol“ został dobrze i celowo pomyślany. Gdy natomiast przyszło do kwestji interwencji, książę westchnął tylko i rozłożył ręce. Nic tu nie mógł zrobić. Stosunki polityczne doznały takiego zajątrzenia, że nawet z krewnymi z tamtego obozu zerwał się wszelki kontakt.
— Nawet na gruncie towarzyskim!… Coś niesłychanego, a jednak to jest nasza rzeczywistość. Jesteśmy