Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kupić. Tak, panie, w ciągu roku można więcej szkody zrobić niż w ciągu dziesięcu lat naprawić. Precyzyjny to mechanizm i nie dla dyletantów. Wie pan, że prawdziwy ryzykant z pana — w takich czasach rzucać się na takie wielkie przedsięwzięcie.
— Gdybyśmy wszyscy na takie przedsięwzięcia szli, nie byłoby wogóle „takich czasów“.
— Ech, panie, — ostrzegał Walas — świeży pan tu jeszcze człowiek. Nie jeden gorzki orzech będzie pan miał do zgryzienia. A cóż pan myśli, że rząd pójdzie panu na rękę? Jeżeli pan liczy na to — to lepiej odrazu zlikwidować wszystkie interesy i ratować co się da.
— Pan wszystko widzi w czarnych kolorach.
— Nie, panie, mam praktykę. U nas, panie, władze uważają za swój najświętszy obowiązek utrudnienie prywatnej inicjatywy. Zna pan może tę historję o rosyjskim sędzi śledczym?
— Nie.
— Otóż jednego takiego „śledowatiela“ zapytano, co to jest człowiek uczciwy? A on wyjaśnił bez zająknienia:
— Uczciwy człowiek jest to taki, którego narazie z braku dowodów przestępstwa nie można zamknąć w więzieniu.
— Otóż — ciągnął Walas — nasze urzędy w takiż sposób traktują obywatela. Główną ich troską jest trzymanie go za kołnierz, by broń Boże nie przekroczył żadniej formalności. W najlepszym zaś razie uważają obywatela za dziecko, którem należy się opiekować z rózgą w jednem — ręku, a z orderkiem w drugiem.
Dowmunt nie podzielał zdania dyrektora Walasa. Sam miał już bowiem kilka wypadków przeczących aż tak przesadnemu sceptycyzmowi. Zdarzały się wprawdzie wypadki absurdalnej obojętności lub ignoracji ze strony niektórych dygnitarzy, lecz byli to przeważnie dyletanci.
Z Katowic wrócił Andrzej, nie przywożąc jeszcze