Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w nosie. I tych i tamtych. Niech mi się tylko noga powinie, a rzucą się hurmem i zagryzą jak barana.
Andrzej zamyślił się. Pełen goryczy cynizm przyjaciela, jego jakże krańcowa zmiana przekonań, wyzucie się z wszystkiego, co kiedyś tak wysoko obaj cenili, co cenili ponad wartość życia, podziałało na Dowmunta tak, jakby otworzył stare, znajome drzwi, a stamtąd buchnął nań trupi zaduch.
— Nie wierzę ci, Michale, — powtórzył — nie wierzę, byś mógł tak łatwo wyzbyć się całego piękna swoich dawnych poglądów.
— Wcale nie łatwo. Właśnie ciężko, bardzo ciężko. Co zaś do przekonań, bracie, to pluj na przekonania. Mogę dziś być socjalistą, jutro faszystą, pojutrze kamelotą królewskim, a od tego się nic nie zmieni. Kiedyś nie dziwiłem się Kmicicowi, że go szlag trafił, gdy książę Bogusław Radzwiłł przedstawał Polskę jako kawał sukna, który kilku magnatów rozrywa między sobą. Dziś tu się wyciągnie niteczkę, tu niteczkę, a z jakiej srony to się robi, z prawej, czy z lewej, to już gancpowada. Sukno mocne jest i tak wytrzyma, a ostaecznie znajdą się i tacy, co większe dziury pocerują, połatają.
Andrzej wbił oczy w ziemię i spytał:
— A cóż będzie z suknem, gdy wszyscy zaczną tak po niteczce wyciągać.
— O, widzisz, tutaj jest cały sekret. Nie wszyscy mają dostęp do niteczek. Chcieliby wszyscy, ale przy suknie tłok. Reszta stoi zdala od koryta i oblizuje się. A ci, najbliżsi, jak się naćpają, a utuczą się, a nie będą mieli siły odganiać tamtych, to tamci przejdą im po brzuchach i stratują. Ocaleje tylko ten, co w porę się odsunie. I tak dokoła Wojtek.
— Mówisz to serjo?
— Życie, mój drogi, życie. Zresztą nie wyłażę przecie z tem na trybunę. Mówię to tylko tobie, z którym mogę być zupełnie szczery, choćby ze względu na to, że na przyjacielu jeszcze nie zdarzyło mi się zawieść.