Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

steczka. Strata stosunkowo niewielka, ale trzeba objeżdżać o siedem kilometrów.
Napisz koniecznie z Kopanki. Wybacz mi telegraficzny styl, ale piszę przy budowie obory na stosie belek.
Całuję Twoje rączki —
nieodmiennie stęskniony Marek“.

Marek Domaszewicz do Justyna Kielskiego:

„Brawo Justynie! Mądrze robisz, jadąc do Kopanki. Baw się tam wesoło, a przy święconym pomnij mnie. Tylko zrób jeszcze coś, o co usilnie proszę: nie idź na pożegnanie do tej twojej damy. Pożegnaj ją najlepiej depeszą i to z dworca w chwili wyjazdu. Zrób to dla mnie.
Cieszę się z portretu Moniki. Czy to będą pastele? W Kopance już na pewno drzewa puściły pąki. Odświeżysz się wiosną.
Bywaj zdrów i pisz —
Twój Marek“.

Justyn Kielski do pani Dolly Domideckiej:
„Dolly!
Pojutrze wyjeżdżam na krótki pobyt na wieś do znajomych. Wybacz, że nie przyjdę pożegnać Cię osobiście. Nie bierz mi tego za złe. Są różne przyczyny rozmaitej natury, z których winy nie mogę zobaczyć się z Tobą.
Ostatnimi czasy mój system nerwowy doszedł do stadium ostatecznego rozhuśtania. Pobyt na wsi jest wprost konieczny dla odzyskania równowagi.
Gdybym dłużej został w Warszawie, wkrótce zamkniętoby mnie w sanatorium, czy po prostu w domu obłąkanych. Z łatwością domyślasz się, ile mnie kosztuje rozstanie się z Tobą. To też błagam Cię, nie utrudniaj mi tego i nie staraj się ze mną zobaczyć.
Nie łudzę się, bym przez ten wyjazd potrafił zakończyć nasz niedorzeczny stosunek. Powiedziałaś, że masz mnie we krwi. Otóż i ja mam we krwi Ciebie. Czy to nie jest przekleństwo! Ale jadę, bo muszę odetchnąć, uporządkować myśli, ostudzić głowę.