Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wysil się, by mi w tym nie przeszkodzić. Najmniejszy krok z Twojej strony zniweczy mój zamiar. Bądź wyrozumiała.
I staraj się zapomnieć o mnie —
Justyn”.

Dolly Domidecka do Justyna Kielskiego:

Wiem, że mnie nie porzucisz. Pół życia dałabym za jeszcze jedną noc przed Twoim wyjazdem. Ofiaruj mi ją.
Ofiaruj, jeżeli potrafisz być wspaniałomyślny dla mnie i dla — siebie. Ale nie nalegam. Jedź. Te kilka róż, które Ci posyłam, niech Cię pożegnają ode mnie.

Dolly“.




ROZDZIAŁ VI

Kwiaty i kartkę od Dolly przyniósł posłaniec o jedenastej rano. Była to niedziela i Justyn nie miał wykładów. Wstał późno i na wpół ubrany krzątał się w pracowni przygotowując kredki i rajzbret z napiętym arkuszem, na którym już widniały zarysy głowy Moniki. Miała przyjść na drugi seans jeszcze przed południem.
Gdy służąca weszła z kwiatami, od razu wiedział, że to od Dolly. Z największym niepokojem otworzył kopertę. Treść przeczytał trzy razy.
Z nienawiścią zwinął kartkę i rzucił ją na stół obok róż. Zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
— Nie, nie pojadę — syczał przez zęby — nie pojadę, nie pojadę. Po co mam jechać… Nic już nie pomoże… Nic.
Opadł na fotel pod oknem i pogrążył się w ponurych refleksjach.
Nagle drzwi się otworzyły i służąca zameldowała:
— Przyszła panna Korniewicka. Czy mam tu poprosić?
— Co?… Aha. Naturalnie. Tutaj.
— Ale pan jest bez marynarki i bez kołnierzyka.
— Ja?… Ach, do licha. Proszę poprosić, a ja zaraz się ubiorę — zerwał się Justyn i pobiegł do sypialni.
Służąca cofnęła się: