Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chów. Ciemność odzywała się tysiącami zatajonych szmerów, cichych łopotów, półgłosów. Wokół lampy, zajmującej środek stołu na tarasie, krążyły tysiące owadów. Wielkie bezszelestne ćmy, małe twarde żuczki i niedostrzegalne komary, zaznaczające swój przelot ostrym przejmującym brzęczeniem. Tym trzeba było opędzać się nieustannie. Pomimo to wszyscy woleli jeść kolację na tarasie. W jadalni upał był nie do wytrzymania. Ponieważ zaś doktór odjechał i zostali w trójkę, mogli się nie krępować: Janka i Monika włożyły najlżejsze letnie sukienki, wprost na gołe ciało. Marek siedział bez marynarki, w białej koszuli z krótkimi rękawami, które odsłaniały długie mocne mięśnie jego rąk, grające pod opaloną skórą przy każdym ruchu.
Monika starała się nie patrzeć w jego stronę, lecz ile razy podnosiła wzrok, spotykała jego oczy, czuła ich dotyk na swojej twarzy, na ramionach, na szyi.
Mówili mało. Tylko Janka była nienaturalnie ożywiona. Śmiała się, opowiadała różne rzeczy, których nie słuchali, których na pewno i ona sama nie słyszała. Podano lody, gdy powiedziała:
— Przepraszam was, zajrzę do małej. Zdaje mi się, że nie śpi.
Lecz Monika zerwała się i zawołała:
— Pozwól Janko, że tam pójdę. I tak nie jem lodów.
I nie czekając na jej zgodę, weszła do domu. W hallu paliła się lampa, ale w korytarzu i w pokoju Janki, z którego wchodziło się do dziecinnego, było ciemno. Ku zdumieniu Moniki w dziecinnym również nie było światła, czy też Walusia, niania Dorotki, tak przykręciła knot, że panowała tu prawie zupełna ciemność. Monika stanęła na progu. Z zewnątrz słyszała jakiś chrzęst i przyśpieszone oddechy:
— Walusiu — zawołała półgłosem.
W mroku zatupotały czyjeś kroki i Monika zobaczyła na nieco jaśniejszym tle otwartego okna jakąś sylwetkę, która mignęła i znikła. Gdyby nie szelest kroków pod oknami, mogłaby sadzić, że uległa złudzeniu.
Szybko zbliżyła się do stolika, na którym tlił się niebieski ogienek przykręconej lampy. Rozjaśniło się i zobaczyła Walu-