Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się. Dziewczyna leżała pół odkryta z zamkniętymi oczami. Udawała, że śpi, ale jej pucołowate policzki były purpurowe, a dwie okrągłe piersi pod grubym płótnem koszuli poruszały się w gwałtownym oddechu. Poduszka zsunęła się na podłogę.
— To tak… — pomyślała Monika i uczuła, że serce zaczyna bić coraz prędzej. Nie wiadomo dlaczego przypomniała sobie Justyna i zaraz później oczy Marka, prawie zupełnie przysłonięte powiekami i jego silne brązowe ręce.
Pochyliła się nad łóżeczkiem Dorotki. Dziecko spało. Zawahała się chwilę, podniosła z podłogi poduszkę Walusi, położyła ją na łóżku i pogłaskała dziewczynę po rozpalonym policzku.
— Poduszka ci spadła — powiedziała łagodnie.
Dziewczyna otworzyła oczy i był w nich wstyd i obawa i nie wygasły jeszcze żar.
Monika drgnęła i czym prędzej wyszła z pokoju. Na korytarzu zatrzymała się na dłuższą chwilę. Musiała opanować to dziwne podniecenie, które ją ogarnęło.
W hallu zobaczyła służącego, dźwigającego gramofon.
— Co to? — zapytała.
— A to jaśnie pani kazała zanieść na taras.
Janka mówiła coś cichym głosem Markowi, lecz urwała, gdy Monika weszła i zwróciła się do niej:
— Śpi Dorotka?
— Śpi spokojnie.
— To dobrze. Stąd nie obudzi jej dźwięk gramofonu. Mam ochotę potańczyć — powiedziała Janka.
Zaraz też nastawiła jakąś płytę i zawołała do Marka:
— No, rusz się staruszku!
Marek wstał, odłożył papierosa i zaczęli tańczyć.
— Jaka z nich śliczna para — myślała Monika. — I któżby po Jance poznał, że jest już matką. Jest wysmuklejsza i zgrabniejsza niż dawniej. A on… Nikt tak nie tańczy…
Płyta skończyła się. Janka swobodnie zapytała:
— A co dla ciebie, Moniko?…
— Dla mnie?
— No tak. Wolisz walca, czy tango?
— Wszystko mi jedno — odpowiedziała zmieszana. — Jest zresztą tak gorąco… Marek się zmęczy…