Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja sobie, pani Kasiu, niczego nie wmawiam. Może najzwyczajniej w świecie miałem to szczęście, że pan Jotarski nie podobał się Monice…
— Nie podobał się?… On nie może się nie podobać. Tacy mężczyźni podobają się wszystkim kobietom. Tym bardziej zaś tej w której są zakochani. Zresztą nieraz z Moniką o nim rozmawiałam i wiem, że podobał się jej bardzo. Jeżeli zaś nie wyzyskała okazji, to tylko przez naiwność.
Złamała gałązkę, którą trzymała w ręku i dodała:
— Ja na jej miejscu…
Justyn jednak od początku wiedział, co zrobiłaby pani Kasia na miejscu Moniki i dlatego przerwał jej pytaniem:
— Czy pani jest pewna, że rotmistrz dlatego właśnie przyśpieszył swój wyjazd?
— Ach! To było oczywiste. Chodził za nią jak cień, a ona unikała go wyraźnie…
— Unikała?
— Tak. Manewrowała w ten sposób, by nie zostawać z nim sam na sam. Wreszcie przed dwoma dniami on, widocznie straciwszy nadzieję na przypadek, przy wszystkich poprosił ją o pół godziny rozmowy. Naturalnie domyśliliśmy się od razu o co chodzi. Ponieważ zaś prosił poważnie i jawnie, Monice nie wypadało odmówić.
I co dalej?
— No, poszli wzdłuż wybrzeża, a po godzinie wrócili i Jotarski od razu zaczął się żegnać. Miał taką minę, jakby go największe nieszczęście spotkało. Pan Zaleski powiedział nawet, że uśmiechał się, jak nieboszczyk do kropidła“.
— I wyjechał?
— Tegoż popołudnia. Morze było ogromnie wzburzone, ale nie słuchał żadnych perswazji. Odczepił motorówkę i pojechał. Wszystkim nam zrobiło się przykro. Rzucało nią strasznie…
— Kim rzucało?
— Motorówką przecie! Myśleliśmy, że pójdzie na dno, ale wiem od majora, że dojechał szczęśliwie.
Szli jakiś czas w milczeniu. Pani Horbowska przyglądała się z ukosa Justynowi. Reszta towarzystwa znacznie ich wyprzedziła.