Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Właśnie — skinęła głową panna Agata — właśnie. Odgadła pani. Na kilka dni przed swoją ucieczką zagranicę rozmawiał ze mną. Zaklinał mnie, bym próbowała wpłynąć na Monikę, aby zapomniała o nim. W liście pożegnalnym do Korniewickich dał do zrozumienia, że nie wróci do kraju, chyba na jej ślub z pani bratem. Rozumie pani?… Chciał jej odebrać wszelkie nadzieje. Litość brała patrzeć na cierpienia tego chłopca. Ale nie posądzałam go o tyle charakteru. Zaimponował mi. Łamał się w sobie i wyglądał tak, jakby grabarzowi uciekł spod łopaty. No cóż, gdy jasno postawiłam sprawę, przyznał się, jakimi pobudkami kieruje się, odtrącając miłość dziewczyny, za którą skoczyłby w ogień. Nie trudno pani odgadnąć, jakie to pobudki. I teraz widzi pani sama, że wszystko zależy od pani brata.
Po dłuższym milczeniu Janka powiedziała cicho:
— Przecież Monika nie jest związana, niczym nie jest związana.
— Tak, ale Kielski jest związany. I tylko pan Marek może go skłonić do powrotu do Moniki.
— Nie będzie mu przecież zabraniał.
— Ba, przypuszczam, ale tu należy zmusić Kielskiego. Trzeba, by pan Marek po prostu połączył ich ręce.
Janka zakryła dłonią oczy i powiedziała:
— Nie wiem… Nie wiem, czy on zdobędzie się na to.
Panna Agata poczerwieniała:
— Czyżby był takim egoistą?
— Zapomina pani, że i on kocha Monikę… A jak bardzo, to tylko ja wiem jedna. Mówiła pani o cierpieniach pana Justyna. Proszę mi wierzyć, że i Marek przeżywa nie mniejsze, a przeżywa je tym ciężej, że zamyka się w sobie, że z nikim, nawet ze mną za nic w świecie nie podzieliby się swoimi strapieniami. Przecie od dawna domyśla się wszystkiego, a jednak nie zerwał przyjaźni z panem Justynem. Wiem, bo koresponduje z nim stale. I, o ile go znam, w postępowaniu pana Justyna nie dopatruje się żadnego szczególniejszego bohaterstwa, gdyż sam bez wahania na jego miejscu postąpiłby tak samo.
Panna Agata kiwnęła głową: