Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Markiza i inne drobiazgi.pdf/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ach, wietrzyku, mały ty psotniku,
Ach, hultaju, prowadź mnie do raju,
Wiem ja tam, ach wiem ja słodką rzecz,
Odsłoń drogę mi wietrzyku, a potem idź już precz.
Tandaradai, tandaradai.

Na tem stylowem clou zakończyła się część pierwsza programu. Oklaski, naddatki, „potrójne kabaretowe“, wreszcie półgodzinna pauza. Miło było rozejrzyć się po sali. Stoliki gęsto zajęte przez „premierową“ elitę, piękne panie wygorsowane, wybrylantowane, z podnieceniem w oczach, wchłaniające z rozkoszą atmosferę tego przybytku, mającego w sobie coś z zakazanego owocu; panowie we frakach lub smokingach, wytworni, lecz z owym nieuchwytnym odcieniem poufnej nonszalancyi z najlepszym smakiem dostrojonej do ramy tego wesołego lokalu, flaszki szampańskie wdzięcznie kąpiące w kubełkach swoje ponętne kształty, słowem, żyć nie umierać! Naraz, światła przygasły, w sali zapanowała niemal zupełna ciemność. Ze strony, w której znajdowała się scenka, rozległy się posępne dźwięki pogrzebowego dzwonu, do którego przyłączyła się