Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tu śpiewak umilkł; — w ciągu powieści,
Częste przemiany tonu i treści,
Którym podrażał arfy swéj brzmieniem,
Znużyły siłę; — z ciężkiem westchnieniem
Wsparł się na arfie. — Wzruszone damy
Pytały tkliwie: czemu tak samy
Błądzi po świecie? Nikogoż nié ma,
Coby przytulił starca-pielgrzyma?
Nie maż-li córki, któréjby tkliwość
Słodziła nędzę, wsparła sędziwość?
Nié ma-li syna, coby staranny,
Zapewnił ojcu chleb nie żebrany? —
— Ach! miał był kiedyś! — żal stłumił mowę,
Ku arfie białą pochylił głowę,
I widać było łzy, co po zbladłéj
Twarzy, kroplami na pierś mu spadły.
Aż uroczystym tonem boleści.
Tak ciągnął daléj rym swéj powieści.

KONIEC PIEŚNI TRZECIÉJ.