Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/207

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    „O! witaj!“ — rzekła, śpiesząc się z rozmową,
    Nimby głos więźnia ozwał się na nowo:
    „Czémże ci zdołam, w méj doli sierocéj,
    „Zawdzięczyć łaskę tak bratniéj pomocy?“ —
    — „O! nie mów tego! — tyś mi nic nie winna.
    „Los twój niestety! ma w mocy dłoń inna.
    „Ja ci do króla wskazać tylko drogę,
    „I do próśb twoich przyczynić się mogę.
    „Nie jest on tyran — choć może gniew skory
    „Nieraz krzywdzące rzucił nań pozory. —
    „Śpieszmy, Heleno! — to właśnie godzina,
    „Gdy król swych dworzan przyjmować zaczyna.“ —
    Drżąca z bojaźni, na poły w omdleniu,
    Jakby na brata wsparła się ramieniu.
    On dodał męztwa, on otarł łez ślady,
    I wiódł przez ganki i mroczne arkady,
    Aż na znak jego, złociste podwoje
    Królewskie przed nim otwarły pokoje.

    XXVI.

    Wszystko tam wewnątrz jasne, okazałe,
    Bogate stroje, postacie wspaniałe!
    Cały ten obraz lśniącego natłoku,
    Razem w Heleny wydawał się oku,
    Jak zwał obłoków nad zachodniém słońcem,
    Połyskujących barw jego tysiącem,
    W których złudzony wzrok łatwo dostrzeże
    Strojne niewiasty i zbrojne rycerze. —
    Drżąc, nieodstępna od Jakóba boku,
    Nieśmiało naprzód pomykała kroku,