Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/197

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    Mieczów, tarczy blask;
    I jak w burzy morskie wały,
    Wpadł na wroga, jak na skały —
    Ciżba, łoskot, wrzask! —
    Jęczą drzewca, jako w boru
    Suche sosny od toporu;
    Huczą zbroje, jaby razem
    W sto kowadeł grzmiał żelazem;
    Alpin wygra bój! —
    Lecz ach! widzę chmurę pyłu —
    Moraj jazdę ruszył z tyłu:
    „Naprzód sztandar mój!
    „Naprzód! woła, naprzód śmiało!“ —
    Zabrzęczało, zatętniało,
    Jeźdźcy lecą w skok;
    Z dwóch stron razem, za rozkazem,
    Z kopijami i żelazem,
    Wpadli w pieszych tłok.
    Jak jelenie wprost przez krzaki,
    Wczwał tratują ich rumaki:
    Widać tylko pył;
    Miecz tnie z góry, spisa kole —
    Próżno, próżno stawić pole!
    Alpin pierzcha w tył.
    Ale jeszcze, jeszcze w szyku —
    „Gdzieżeś, gdzieżeś, o! Rodryku!“
    Krzyczą dzieci twe:
    „Twój głos chyba, twoje ramię,
    „Wstrzyma popłoch, wroga złamie; —
    „Gdzież jest Rodryk, gdzie?“ —