Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/191

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.
    XIII.

    Jak wielki okręt, co burzą strzaskany
    Walczyć już więcéj nie będzie z bałwany,
    I na mieliźnie piaszczystych wybrzeży
    Od swych żeglarzy opuszczony leży:
    Na niskiém łożu, leżał Rodryk śmiały.
    Pierś i ramiona konwulsyjnie drgały,
    Jak boki nawy, gdy szumiąc dokoła
    Fala nią wstrząsa, lecz zruszyć nie zdoła. —
    Gdzież dziś jéj lotne bujanie po morzach!
    Gdzie szybkość jego po polach i wzgórzach! —
    Skoro go poznał — wzrok topiąc w Allanie:
    „Cóż o twéj pani?“ — rzekł — „co o mym klanie? —
    „O mojéj matce? — Duglasie? — mów śmiało!
    „Czy i ich moje nieszczęście spotkało? —
    „Ach, tak! przyjść tutaj nie mógłbyś inaczéj! —
    „Lecz mów! mów! — podłéj nie bój się rozpaczy.“ —
    (Bo Allan znając zapał jego gniewny,
    Wahał się, milczéć czy mówić niepewny).
    „Starcze! mów prędko! — chcę, żądam koniecznie. —
    „Kto walczył mężnie? kto dotrwał statecznie?
    „Kto pierzchnął? — mogli! bez wodza, bezemnie! —
    „Mów! kto legł z chwałą? kto żyje nikczemnie?“ —
    — „O! bądź spokojny!“ rzekł bard „bądź spokojny!
    „Helena żyje daleko od wojny.“ —
    — „Dzięki ci za to!“ — „Duglas w dobrym stanie,
    „Matka twa zdrowa; — co zaś o twym klanie:
    „Nigdy pieśń bardów, ni bitwy tak śmiałéj,
    „Ani świetniejszéj nie głosiła chwały.