„On żądzę chwały zaszczepia w młodzieńca,
„Uczy dzieł przodków, i w ślad ich zachęca;
„W pokoju, w wojnie, nierozdzielny z mężem,
„Sławi go pieśnią, i wspiera orężem;
„I nie opuści, aż w szczeréj żałobie,
„Pieśń mu ostatnią zanóci na grobie.
„Dziś pan mój w więzach; przychodzę mu służyć.
„To prawo moje; — pozwól mi go użyć!“ —
— „Mało my wiemy, rzekł Brent, w naszym kraju,
„O naszych przodkach i ich obyczaju,
„Ani pojmujem, jak imię, czcze brzmienie,
„Trzyma w poddaństwie cale pokolenie.
„Lecz i mój zwierzchnik — błogosław mu Boże!
„Lord z Bodesertu, nie był złym; — i może,
„Gdybym to umiał czuć w młodszych mych czasach,
„I zamiast sarny płoszyć mu po lasach,
„Szedł raczéj z pługiem za wołem oraczem:
„Latbym mych nędznie nie styrał tułaczem! —
„Pójdź dobry starcze! nie prosisz daremno.
„Obaczysz wodza swojego: — pójdź ze mną!“ —
Rzekł, i ze ściany zdjął pęk zardzewiały
Kluczów, co u drzwi na haku wisiały;
Zatlił pochodnię, i sam idąc przodem,
Wiódł starca ciasnym i krętym przechodem.
Szli mimo okien z żelaznemi sęki,
Zkąd słychać w głębi jęk i kajdan brzęki;
Przez ciemne lochy i ponure sale,
Gdzie tu i ówdzie rzucone niedbale