Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/188

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    Oddała, prosząc, aby jak należy
    Rozdał je równo pomiędzy żołnierzy.
    Przyjęli wszyscy z korném dziękczynieniem:
    Ale Jan z Brentu, z nieśmiałém spojrzeniem,
    Odepchnął złoto i rękę Ludwika:
    „Przebacz! rzekł, dumie wolnego Anglika,
    „I ach! zapomnij o żołnierza błędzie!
    „Próżny ten worek niech działem mym będzie.
    „Na czapce mojéj, mam kiedyś nadzieję,
    „W tłumie on bitew tam nieraz powieje,
    „Gdzie się niejeden hełm z piórem zachwieje!“ —
    Helena z wdzięcznym uśmiechem i słowy,
    Przyjęła dowód grzeczności marsowéj.

    XI.

    Skoro odeszła za śladem Ludwika,
    Allan się z prośbą zwrócił do łucznika;
    „Dzięki! rzekł, za twą opiekę waleczną!
    „Pani już moja jest widzę bezpieczną.
    „Mężny żołnierzu! pozwól mi téż żądać,
    „Bym mógł dziś pana mojego oglądać!
    „Jam jest bard jego: do grobu z powicia
    „Przeznaczon dzielić losy jego życia.
    „Dziesiąty z rodu, po ojcach bez sromu,
    „Piastuję arfę w świetnym jego domu;
    „A nie był żaden, coby się znieważył,
    „Że dobra panów nad własne nie ważył. —
    „Z życiem wraz wodza bard służbę zaczyna:
    „Przy pieśniach jego usypia dziecina;