Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/186

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    „I moja Rózia! — biedne moje dziecie!
    „Jeżeli jeszcze żyje gdzie na świecie.
    „Biedna sierota! — w twém być musi lecie…“ —
    Żelazną ręką przetarł wzrok i czoło,
    I dodał, groźnie spoglądając w koło:
    „Hola! kamraci! ja po wodza idę,
    „A tu na ziemi kładę moję dzidę;
    „Kto mi się przez nią jednym krokiem ruszy,
    „Ostrzem mu w piersiach domacam się duszy.
    „Znacie mnie, wiecie, że na wiatr nie mówię.
    „Wara od żartów! — słyszycie, panowie!“ —

    IX.

    Przyszedł wódz straży, udatny młodzieniec,
    Tullibardinów rodu pokrewieniec;
    Nie nosił jeszcze rycerskiéj ostrogi;
    Wesołéj myśli i serca bez trwogi,
    I choć grzeczności nie uchybiał w niczém,
    Swobodny mową i śmiały obliczem.
    Nie łatwo było znieść skromnéj dziewicy
    Wzrok przenikliwy badawczéj źrenicy.
    I uśmiech w ustach; — spłonęła rumieńcem. —
    A jednak Ludwik zacnym był młodzieńcem;
    Lecz twarz Heleny i postać jéj cała,
    Tak źle się z miejscem i strojem zgadzała,
    Że mimowolnie krzywdzące domysły,
    Jak w myślach jego, i w oczach zabłysły.
    „Witaj!“ rzekł, „piękna! w tych twierdzach północy!
    „Jeśli przybywasz szukając pomocy,