Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/184

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    „Co słychać?“ wrzasli. — „Wiém, żeśmy się wczora
    „Od pół dnia z wrogiem tłukli do wieczora,
    „Z obu stron darmo strugi krwi przelano,
    „Żadna się chlubić nie może wygraną.“ —
    — „Po tobie nie znać, żeś darmo pracował;
    „Jeńcy nie lada! — Dość jużeś wojował,
    „Na starość lepsza gratka ci się zdarza:
    „Jesteś sam Niemiec, masz teraz arfiarza,
    „Dziewczyna widać nieszpetnie wygląda:
    „Kup sobie jeszcze małpę i wielbłąda,
    „Wsadź mu to wszystko na garb między juki,
    „I jedź niemieckie pokazywać sztuki!“ —

    VII.

    — „Nie, towarzysze! ci nie są jeńcami;
    „Po bitwie zaraz przyszli do nas sami.
    „Mar ich wysłuchał, i wydał rozkazy
    „By im nikt żadnéj nie czynił obrazy;
    „I mnie polecił, bym koni nie szczędził,
    „I co tchu starczy wraz z nimi tu pędził. —
    „Dość więc tych żartów! bo nie dam nikomu
    „Czynić im żadnéj ni krzywdy, ni sromu.“ —
    — „Ho ho!“ — Jan z Brentu ozwał się śród gwaru,
    Zawsze najpierwszy do bójki lub swaru:
    „Patrz go, jak groźny! — Myślisz, że kto zniesie,
    „Byś nam zwierzynę strzelał w naszym lesie,
    „I jeszcze mruczał, broniąc nam udziału?…
    „Nie tobie, bratku, uczyć nas morału!
    „Sam ja część moje wziąć umiem dla siebie.
    „Mimo twych Marów, Morajów, i ciebie.“ —