Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Czy grożącego smutku znak proroczy?
„Że się łza, czuję, po licu mém toczy! —
„Lecz pierwéj Saxon z posady wyruszy
„Skałę Benledi, lub szczyt jéj pokruszy,
„Niźliby zachwiał potęgą méj duszy!
„Nie! ufam sercu mojemu jak tarczy,
„Że mi na odpór złych losów wystarczy. —
„Lecz dość! — już słońce daleko od wschodu:
„Naprzód, Malizie! dać znak do pochodu!“ —
Brzmi dźwięk pibrochu, zrywają się męże,
Szumią chorągwie, błyskają oręże,
Stają szeregi, i z głośnym okrzykiem
Rusza się obóz za wodzem Rodrykiem. —
— Lecz duch mię wieszczy, od zbrojnego gminu,
Porywa w ustroń Kojr-nan-Uriskinu.

IX.

Gdzież Duglas? — odszedł; — w posępném milczeniu,
W bieli, przed grotą, na szarym kamieniu
Siedzi Helena; łzy błyszczą w spójrzeniu,
I znać z jak smutném roztargnieniem ducha,
Słów Allan-Bana, słów pociechy słucha.
„Wróci on, wierzaj! niechaj cię nie smuci
„Czcze przywidzenie; — obiecał, powróci.
„Czas téż by przecie przed grożącą wojną,
„Gdzieś jaką ustroń wynaleźć spokojną.
„Sami Alpini nie dobrze znać wróżą,
„Chroniąc się przed nią, jak ptastwo przed burzą.
„Widziałem łodzie, przez całą noc wczora,
„Jak z pochodniami po falach jeziora