Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„O każdéj porze nęciłyby co dnia,
„Obłąkanego, jak dziś ja, przychodnia!…

XVI.

„Ha! wtedy mógłbym cieszyć się z obłędu.
„Lecz dziś! — przeklęta porywczość zapędu! —
„Jak ów pustelnik, com roił w marzeniu,
„Muszę pomyśleć o nocném schronieniu,
„I wodę suchym zakąsiwszy chlebem,
„Spać gdzieś na ziemi pod gwiaździstém niebem.
„Ale to mniejsza! na łowach i wojnie,
„Fraszka o miękkość, byle spać spokojnie!
„Noc letnia w świeżym przepędzona lesie
„Rzeźwość i ciału i myślom przyniesie.
„Lecz wiem, że w dzikich tych górach i kniejach,
„Nie brak na zbójcach i śmiałych złodziejach[1];
„Spotkać ich nocą wśród tego ustronia,
„Gorsza, niż stracić jelenia lub konia! —
„Zatrąbię! — może kto z mych towarzyszy —
„Lecz jeśli horda trąbienie posłyszy?…
„Ha! darmo!… ufam w ostatecznéj toni
„Że mię odwaga i miecz mój obroni!“

XVII.

Ujął więc trąbkę, i zagrał w nią znowu.
Wtém patrz! — wprost z wyspy naprzeciw parowu,
Cichéj i pustéj; z za nagich skał zrębu,
Z pod cienia liści zielonego dębu,
Wybiegła łódka, polotna i szparka.
W niéj jedna tylko dziewica-żeglarka,

  1. Górale w dawnych czasach nie mieli za występek, lecz owszem za dzieło chwalebne, napadać i pustoszyć ziemie nieprzyjaznych pokoleń. Zwyczaj ten w okolicach jeziora Katrinu utrzymywał się dłużéj niż gdzie indziéj, dla różnych okoliczności miejscowych.