Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/587

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Klaudyan.

Ta, co szła we zbroi?
Z chorągwią w reku?

Anna.

Tak jest, tak! to ona!
Nie myśli pewno, że ją widzą swoi.

Aniela.

Ależ, mój Boże! jaka zamyślona!
Jak cała drżąca! — jakby czuła trwogę. —
Widząc ją nawet, cieszyć się nie mogę.

Anna.

Ktoby mógł myśleć, znając ją w Dom-Remi,
Gdy za trzodami chodziła po polu,
Że ją tak ujrzym oczyma naszemi,
W takiéj świetności, i piérwszą po królu?

Aniela.

Pamiętasz przecie, co się ojcu śniło,
Że w Reims jéj będziem kłaniać się w kościele. —
Toż Reims — to kościół — wszystko się spełniło!
Lecz w śnie tym było i złych marzeń wiele. —
Ach! strach mię o nią, że jest tak wysoko!

Bertrand.

Cóż tu stoimy? Trzeba wejść do środka,
Widzieć jak króla w purpurę obloką.