Przejdź do zawartości

Strona:Szymon Tokarzewski - Na Sybirze.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wdzięczyć się panu Józefowi Hirszfeldowi jakim podarunkiem za jego dobroć, uczynność, gościnność... dziś dopiero mogę złożyć taki podarunek drogocenny. Patrz pan!
Wyciągnął jedwabny woreczek, który miał ukryty na piersiach, z woreczka wyjął dwa tomy.
Spojrzałem na nie...
Był to „Pan Tadeusz” wydany w 1834 roku.
„Pan Tadeusz”, złożony z owych latających pomiędzy młodzieżą kartek...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„Pan Tadeusz” przechodził z rąk do rąk... Każdy pragnął widzieć tę książkę, składającą się z kart, przez wielokrotne odczytywanie zniszczonych i pożółkych.
Każdy pragnął dotknąć jej z uszanowaniem, popatrzeć na nią chociaż zdaleka...
Nam, świeżo z kraju przybyłym, ta edycya Pana Tadeusza była już znaną.
Więc na bok usunęliśmy się dyskretnie...
Zdawało się jakoby od tej książki w skromnej, szarej okładce bił jakiś blask, niby od relikwiarza, w oprawie z drogocennych kamieni.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


Profesor Żochowski ujął książkę...
Przycisnął ją do piersi...
Podniósł ją w górę, zaczem pochylił przed nią swoją siwą głowę...
Słoneczne promienie, łamiące się w czystym