Przejdź do zawartości

Strona:Szymon Tokarzewski - Na Sybirze.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

legro, porywająca jak burza, jak wicher, odurzająca jak szał...
Ucichła nagle, niby przelotna burza i wraz bez żadnej przerwy, bez żadnej najkrótszej pauzy, jeden z Gruzinów zaśpiewał.
Tekst pieśni (o ile objaśniono mnie później) był na tle narodowych nieszczęść Gruzyi osnuty... Tenor Grzegorza Rustawoli brzmiał smutkiem bezbrzeżnym...
Chwilami zdawało się, że ten cudny głos zrywa się, łamie, w tłumionem łkaniu... że śpiewak wybuchnie płaczem rozpaczliwem, tyle było w tym głosie prawdziwego, szczerego sentymentu.
Akompaniatorzy wybornie dostrajali się do śpiewaka.
Zaiste, nie słysząc, trudnoby uwierzyć, że z tak prostego instrumentu, jak kaukazka „Zarana” można tyle melodyi, tyle ekspresyi wydobyć.
— Niezwykła to rzecz, aby muzy swojemi darami obdarzyły tych, którzy służbę u Merkurego przyjęli. Pan, widzę, jest wyjątkiem, posiada pan głos niezwykle czysty i dźwięczny — mówiłem do Grzegorza Rustawoli.
On ukłonił się i rozśmiał, mówiąc:
— Polacy od wieków słynęli z uprzejmości, z wytworności i układności obejścia. Stykając się z rodakami pana, miewałem sposobność przekonać się o tem nie raz jeden. I nasz po-