Polkę zagnać na ów trakt ciernisty, wydeptany stopami politycznych przestępców?...
Nazwisko naszej Marysieńki wciąż jednak pozostawało dla nas tajemnicą.
Od lat kilku przewożony z więzienia do więzienia, transportowany z twierdzy do twierdzy, znałem całe falangi spiskowców, jeśli nie osobiście, to przynajmniej ze słyszenia, z opowiadań współwięźniów.
Nie obce mi były nazwiska rożnych konspiratorów, nie obcy ich udział w rożnych związkach i sprzysiężeniach. To wszystko umiałem na pamięć, nieledwie równie dobrze, jak pacierz i katechizm.
Nieraz wykrzykiwałem: „eureka”, zarazem wymieniając nazwisko owego szczęśliwca, który zdobył miłość „naszej Marysieńki“.
Wszakże po dłuższej rozwadze, po różnych kombinacyach i zestawieniach czasu, miejsc, osób, cały, mozolnie wzniesiony budynek prawdopodobieństw i domysłów zwykle się walił, jako na zbyt kruchych i nikłych fundamentach oparty.
Jużciż naturalnie, „nasza Marysieńka” musiała posiadać paszport, oraz inne urzędowe papiery, zaświadczające o jej nazwisku, o miejscowości, z której pochodzi, o tej, która była celem jej nużącej podroży.
Przecież te dokumenty zniknęły, przepadły bez śladu.
Ten i ów ze stałych bywalców „kabaku”
Strona:Szymon Tokarzewski - Na Sybirze.djvu/155
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.