wiedzibyliśmy się prawdy, zresztą nikt nam tego nie umiał objaśnić, albowiem najstarsi ludzie w Tarze, pamiętali Maksimienkę już jako osiedleńca.
Nie pracował ów dziad, nie miał żadnych funduszów, przecież utrzymywał się bardzo dostatnio, wysługując się skazańcom z partyi, które na dłuższy, lub krótszy etap zatrzymywały się w Tarze.
Głuche wieści niosły, że owe posługi Maksimienki nie zawsze były w zgodzie z kodeksem, że naprzykład: puszczał w kurs fałszywą drobną monetę, którą masami fabrykują zbrodniarze w więzieniach syberyjskich.
Przecież Maksimienko zawsze potrafił „wylizać się”[1] z zarzutów i oskarżeń wszelkich, a nawet podobno i wyższe, fiskalne figury nie raz jeden pośrednictwa tego dziada używały, w różnych sprawach „delikatnej natury“.
W „aresztanckim domu” ów Maksimienko, z wyjątkowych przywilejów korzystał.
Wałęsał się po całym gmachu, miał wstęp wszędzie, często nocowywał w więzieniu, a do naszej izby natarczywie się wciskał, mając już doświadczenie, że od „polityków“ najwięcej można zarobić i to nic nie ryzykując, ani narażając się na scysyę jakąkolwiek z władzami,
Zrazu odprawiliśmy go niechętnie i ostro.
- ↑ Wylizać się w gwarze brygandów znaczy, wywikłać się.