Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przez myśl przebiegło) czy w nim niema ukrytych jakich pół tuzina Szwedów, zapytała żywo Maćka, który najbliżej niej stał:
— A to co?
— Kosz — odrzekł Maciek spokojnie.
— Jać to wiem, że kosz, ale co w nim jest?
— Towary.
— Towary? jakie towary?
— Matusine.
I Maciek przeciągnął się, ziewnął i zajęczał:
— O laboga, laboga! a tom się zmachał!
— W Imię Ojca i Syna, ki licho... Panie Boże odpuść! — zawołała Hipolitowa, patrząc na Maćka.
Ale już Kacperek wysunął się naprzód i dowiedziawszy się od Kazika na schodach o wszystkiem, co się stało na rynku, rzekł:
— Niechno pani Hipolitowa się nie boi. To są towary z kramiku starej Maciejowej, który Szwedy rozbili.
— Szwedy? o! niecnoty!
— Niechno nas jejmość wpuści do pana.
— A idźcie, czeka tam na was. Ale cóż będzie z tym koszem?
— Ostanie tu.
— Jakto ostanie? a nuż Szwedy się o tem dowiedzą?