Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czyli do środka. Za nimi poszło zaraz dwóch żołnierzy, potem jeszcze dwóch, potem Kazik z Kacperkiem, potem inni.
Na szczęście dla polskich wojowników, drzwi z pod ziemi prowadziły do wązkiego korytarza w baszcie, tak że Szwedzi nie mogli się rozwinąć i zaledwie po dwóch po trzech mogli stawić czoło, a przytem tem nagłem zjawieniem się nieprzyjaciół byli tak mocno przerażeni, że słabo się bronili i ustępowali przed rąbiącym strasznie panem Gizą. Mimo to trup szedł gęsto. Pana Gizę i walczącego obok niego dragona parli z tyłu inni, którzy kolejno dostawali się do korytarza, a niebawem dragon od wystrzału z pistoletu padł, a pan Giza został pchnięty zdradzieckim sztychem w bok, zachwiał się i oparł się o mur. Ale zaraz zasłonili go dwaj inni i Kacperek, który przecisnął się gwałtownie naprzód i dzierżąc w ręku topór, rum sobie czynił. Kazik za nim z tyłu strzelił parokrotnie z samopału i posuwając się ciągle naprzód, deptano już po trupach szwedzkich. Nakoniec wydostano się z korytarza do sieni, która prowadziła do bramy w baszcie; miejsca tu było więcej, ale też więcej i Szwedów. Gdy pierwsi czterej, między którymi był Kacperek i Kazik wyskoczyli do sieni, opadli ich zaraz Szwedzi jak osy, tak że przyparci do ściany, bronić się musieli z trudnością