Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

suwy rdzą zjedzone puściły nagle i drzwi z trzaskiem wyskoczyły do góry. To tak wstrząsnęło Maćkiem, że zachwiał się na drabinie i jak długi runął z drabiny na ziemię, a raczej na jednego z żołnierzy, który się obalił i potłukł haniebnie, Maćkowi zaś nic nie było, bo zaraz wstał i śmiejąc się, wziął się pod boki i patrzał, jak żołnierze niby koty wdrapywali się na drabinę.
Tak bowiem się stało: dragon, który z Maćkiem wysadzał drzwi, utrzymał się na drabinie i wyściubiwszy głowę przez otwór, począł drapać się do góry, ale zaraz tam Szwedzi go opadli z okrutnym krzykiem i mężnie broniącego się zasiekali. Spadł i on, cały krwią zlany, niepodobny do człowieka.
Ale już pan oberstlejtnant, dobywszy swego miecza, z puginałem w zębach, rzucił się na drabinę, krzycząc donośnym głosem:
— Bij, zabij, kto w Boga wierzy! Za mną dzieci!
I drapał się po drabinie w swych ciężkich butach, choć niezręcznie, ale nadzwyczaj szybko, a za nim żołnierze parli gromadą, a między nimi Kazik i Kacper, obaj czerwoni, krzycząc:
— Naprzód! naprzód!
Tam u góry już wałka wrzała. Pan oberstlejtnant z drugim jakimś żołnierzem wręcz się ścinali ze Szwedami, aż obaj jednym rzutem wsko-