Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zawżdy lepiej i gdyby mię Szwody opadły, to ten żołnierz niech mię broni.
Tedy pan oberstlejtnant rozkazał jednemu dragonowi wleźć na drabinę razem z Maćkiem i mieć się w pogotowiu do obrony. Innym też żołnierzom polecono, ażeby gdy tylko drzwi wysadzone zostaną, rzucili się na drabinę i parli do środka baszty.
Gdy wydano te rozkazy, Maciek za przykładem towarzyszącego mu dragona, wziął gołą szablę, w rękę i wlazł na drabinę. Przyszedłszy, pod samo sklepienie, razem z dragonem obrócili się do niego plecami i jednocześnie silnie podparli drzwi. Zatrzeszczały ale wytrzymały.
— O, laboga, laboga — syknął Maciek — silne są, ani słowa! ale damy im radę. Poczekajno, panie dragon, niech se krzynkę odpocznę i dech złapię. O, rety, rety, jakie też to krzepkie dawniej robiono drzwi! a wydają się jako próchno i zgniłe też są, ale zawżdy mocne.
Siedział na wierzchu drabiny, oddychał głośno i język wywieszał na przypatrujących mu się z dołu żołnierzy. Był rad z siebie i śmiał się, a gdy sobie odpoczął, rzekł:
— No, panie dragon, zabierzmy się do roboty, jeno razem, teraz pewnikiem wylecą.
Podparli znowu oba plecami drzwi, raz i drugi, drzwi jednak wytrzymały, jeno zawiasy i za-