Strona:Szlachcic Zawalnia (1844—1846). Tom 1.pdf/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

te domowe sprzęty zaczęły latać z jednego kąta do drugiego.
Żona Harasima krzyżyk miedziany niegdyś poświęcony z nadaniem odpustu w Juchowiczach podczas Jubileuszu, zdjęła z siebie i włożyła na swoję córkę, mówiąc, niech ten będzie twoim obrońcą. — Gdy te słowa wymówiła nabożna kobieta, jakby grad wylatując z ciemnych kątów, drobne kamuszki, odskakiwały od ścian, i kamienie w kilka funtow wylatały z za pieca, jednakowoż rodzice i córka wzywając opieki Matki Najświętszéj, wybiegli za drzwi bez żadnego szwanku.
Zebrała się cała czeladź, poglądała ze strachem i podziwieniem na dóm, z okien i od ścian leciały kamienie rozmaitéj wielkości, nikt się tam i przybliżyć nie śmiał, wszyscy stojąc poglądali na to zjawisko i niewiedzieli co począć.
Północ przeszła, kogut zaspiewał, to strzelanie cokolwiek się uspokoiło, jednakowoż nikt nieśmiał wejść do domu, czeladnicy czekali wschodu słońca pod odkrytém niebem, a Ahapka z rodzicami poszła do ich mieszkania.
Kiedy już słońce było wysoko, bydło wypędzili w pole, i parobcy inni z kosami, inni z sochą, wyszli na robotę, przyjeżdża Karpa, znajduje dóm pusty, spotkał jednę tylko kobiétę, która przyszła z pola, postrzegłszy powracającego gospodarza; pyta on co to znaczy i gdzie jest żona, ta jemu opowiedziała o wszystkiém jak było, Karpa się przeląkł, zmieniony na twarzy, zakrzyczał, — ona mię zgubiła — i wnet poszedł do czarownika Paramona.