Strona:Szlachcic Zawalnia (1844—1846). Tom 1.pdf/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ki; pod oknem rosłyby u niego kwiaty jaśniéjsze niż gwiazdy na niebie. Ten kot jemuby mrucząc opowiadał stare, dziwne dzieje, zjechałoby się wielu panów patrzeć na te cuda, i on lepiéjby żył, niżeli król; ty jesteś młoda, przystojna i rozumniejsza od niego, przyjm na siebie rozporządzenie, ja tobie będę pomagał i świat zadziwim. To mówiąc siadł bliżéj przy niéj na ławie.
Ahapka patrząc mu w oczy; — czy dawno jesteś znajomy z moim mężem? — spytała.
— Znam jego od samego dzieciństwa, podróżuję po świecie, i służę szczęśliwym ludziom, ty szczęśliwsza od innych, tobie chcę najgorliwiéj służyć.
— Któż jesteś taki, i jak twoje imie?
— Na co znać moje imie, jestem twój przyjaciel, zgodź się tylko na moje chęci i usługi, potém się dowiesz o wszystkiém, (i sypiąc złotą na ziemię) widzisz co mogę, rzekł patrzając na nią.
— Nie jestem chciwa, pragnę tylko spokojności duszy i niech mię ma w opiece Najświętsza Matka Sirocińska. — Ledwo wymówiła imie Matki Boskiéj, on buchnął płomieniem i znikł w mgnieniu oka. Ahapka z przerazliwym krzykiem wybiega za drzwi i pada bez czucia; na tę trwogę obudzają się domowi, biegną jéj na pomoc, znajdują w sieniach, leży jakby trup, ledwo jéj mogli powrócić tchnienie. Cała ta noc była bezsenna, nie spała Ahapka i przy niéj siedzieli troskliwi domowi o jéj zdrowie.
Rano powrócił Karpa do domu: gdy mu opowiadziano o tém zdarzeniu, on się zmienił na twarzy i w niespokojnym