Strona:Szczypawka - Baczność! Jenerał Tabaka ma głos!.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nikiem ci sie psieścirwo zdonzyłem obejrzyć, juz ci mnie złapał jakiś policaj za kark, dał kolanem w odwrotne cenść mentalu i wyrzucił za drzwi!
Taka to ańba wielga spadła na całkie armije nase. Ale jo zniewagi nie podaruje, psieścirwo, jakiem jenerał Tabaka! Nie podaruje!!


JENERAŁ TABAKA WYGŁASZA MOWĘ NA
BANKIECIE PATRJOTYCZNYM.

Pochwalony!...
Wielgie spiekoty tera oto nastały i juz se cłek miał wyjechać w ten tydzień na wakiejsion na jakie patrjotycne rezorte, ale pedom wom rodaki, wierne krześcijany, ze słuzba dla ojcyzny w nasy armji polski — to nie klajster! Przysykowałem juz nawet wsyćkie tulsa: acyki, wentki, pienć antałów piwa i ździebko wisky i juz cłek myśloł, co se odpocnie na świzem powietrzu i coniebondź rybów dla polskości pozyska, az tu ci pewnygo wiecoru przychodzi taki papir:
“Będzie bankiet 11-go dziulaja na uczczenie i pożegnanie dwuch znakomitych dygnitarzy Polski w skurczeniu, którzy wyjeżdżają pracować dla naszej wielkiej szkoły. Niech pan jenerał szykuje żołądek i jakąś mówkę i tego dnia stawi się wieczorem w sali Schoenhofena”.
— Ha — to i według rozkazu! — pedom, kiej przecytołem wiadomość. — Jenteres narodowy tego wymaga, zeby być na bankiecie, taj bende, bo jenteres narodowy na pirsem planie być musi i basta!

44