Strona:Szandor Petöfi - Wojak Janosz.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
24

Kiedy przyszła bliżej kohorta bojowa,
Z ust dowódcy Janczi te usłyszał słowa:
„Baczność, chłopcze! na bok! usuń nam się z drogi,
Djabli cię uczyli koniom leźć pod nogi.“

Na to rzecze Janczi z westchnieniem głębokiém:
„Wodzu! błędnym pątnik na świecie szerokiém,
Gdybyście do wojska przyjąć mnie zechcieli,
Tobym jakoś słońcu w oczy patrzył śmieléj.“

Wódz odrzekł mu na to: „Do naszéj ruchawki
Wchodzi się dla walki, a nie dla zabawki;
Na francuza napadł turczyn, syn pogański,
Spieszym zbrojno naród wspomagać chrześćjański.“

„Byłoby to dla mnie i dumą i chwałą
Na rumaku dzielnym w bój się puszczać śmiało.
Lepiej raz się wybrać z pogany na wojnę,
Niż wciąż w duszy zwalczać troski niespokojne.

„Prawda to, że dotąd nic nie umiem prawie,
Tylko pasać owce na zielonśj trawie,
Lecz jestem madjarem, — madjar z bożéj dłoni
Wyszedł w świat do konia, do walk i do broni.“

Długo prawił Janczi, gdy się tak rozgadał,
Jego wzrok ognisty reszty dopowiadał,
Źle się nie popisał, owszem zyskał względy,
Przyjął go dowódca do swojéj komendy.