Strona:Stefan Grabiński - Wyznania.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nikt nie raczył zwrócić uwagi na to, że stwarzam nowy rodzaj literacki, którego dotychczas w Polsce nie było, że jestem pionierem fantastyki w ściślejszem tego sława znaczeniu, fantastyki nieromantycznej, o charakterze samoistnym i autonomicznym. Gdy o Poem wiedziało się u nas tylko piąte przez dziesiąte z lichych i skąpych tłumaczeń, gdy ja sam nie słyszałem nic jeszcze o istnieniu Meyrinka lub Stevensona — pchany tęsknotą ucieleśnienia może własnej wizji życiowej, podjąłem na własną rękę syzyfowy trud. W nagrodę otrzymałem parę zdawkowych pochwał, parę protekcjonalnych poklepań po ramieniu i... wykaz „wpływów“. Całkiem ogólnikowo, nie starając się niczem o poparcie swych słów, mówiono mi o wpływie Hoffmanna, którego do dnia znam bardzo niedokładnie i który jest dla mnie przedstawicielem tego genre‘u fantastyki, jakiego nie znoszę; nudny, rozwlekły i chaotyczny romantyk niemiecki jest właśnie moją antytezą. Na Stevensona zwrócił mi uwagę dopiero artykuł Irzykowskiego o mnie; zresztą dopiero w parę lat później, gdy opanowałem angielszczyznę, mogłem zabrać się do lektury tego pisarza. Trzech tylko ludzi w Polsce zwróciło uwagę na mnie i umiało ocenić w części to, co z sobą do literatury wniosłem: ze starszego pokolenia Wilhelm Feldmann i Józef Jedlicz a z młodszych Wilam Horzyca. Zwłaszcza