Strona:Stefan Grabiński - Namiętność.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jem. Henryk jest w świetnym humorze: chciałby wszystkich na sali ściskać i całować. Jakże pięknem jest życie!...
Z tym miłym jegomościem o siwych, marsowych wąsach należy stanowczo zawrzeć znajomość. Tem bardziej, że panna odpowiada na spojrzenia... Usłużny sen przychodzi w pomoc i kondenzując zdarzenia rozrzucone na przestrzeni kilku tygodni, sprowadza je na jednoplanową płaszczyznę chwili obecnej. Dzięki jakiejś irracjonalnej, arcykapryśnej reżyserji zmieniają się dekoracje, przesuwają błyskawicznie kulisy i przetwarza się scenerja...
Wtuleni w przepaściste ramiona foteli klubowych, osnuci dymem cygar i fajek siedzą naprzeciw siebie, on, Henryk Łuniński i p. Raduski, wuj Stachy. Znajomość zawarta przy partji szachów. Grają, popijając czarną kawę. Jest popołudnie — godzina piąta. Przez owalne wykroje okien wlewa się strugą namiętne, lipcowe słońce. Z sąsiedniej sali dochodzi odgłos trącających kule kijów bilardowych.
— Szach mat! — z odcieniem tryumfu w głosie mówi p. Raduski. — Znów pan przegrałeś, młody człowieku.