Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A jednak jestem przekonany, że się nie mylę co do osoby. Jestem Pomian — z zawodu literat. Czy rzeczywiście nazwisko moje jest ks. kanonikowi zupełnie obce?
— Nazwisko — nie; jest znane w świecie ludzi inteligentnych — lecz osoby dotychczas nie miałem sposobności poznać. Miło mi bardzo, że dziwny istotnie przypadek pozwolił mi zawrzeć z szanownym panem osobistą znajomość.
I uścisnął mu serdecznie rękę.
Jakiś czas szli w milczeniu pomiędzy grobami. Czasem liść zeschły zaszeleścił im pod nogami, czasem muszka jesienna zabrzęczała w przelocie.
— Przepraszam za ciekawość — odezwał się w pewnej chwili Pomian — lecz pytanie moje związane jest z rzekomą pomyłką co do tożsamości ks. kanonika. Czy ks. prałat Dezydery Prawiński jest jego przyjacielem?
Ks. Sowiński podniósł lekko brwi.
— Nie znam go osobiście.
— To szczególne! A jednak przysiągłbym, że obu księży dobrodziejów gdzieś razem spotkałem.
— W takim razie towarzyszem ks. prałata musiał być ktoś inny, bardzo do mnie podobny.
— Ks. kanonik jest dla mnie wcieloną antytezą ks. Prawińskiego — zauważył wymijająco Pomian. — Może właśnie dlatego widziałem go u jego boku. Zdaje mi się, że kwestja identyczności nazwiska tutaj obo-