Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
U WRZEŚMIANA.
(Wyjątki z pamiętnika Tadeusza Pomiana.)

Wczoraj odwiedziłem Wrześmiana w jego pustelni. Ledwie go poznałem! Ten człowiek gaśnie w oczach! Postarzał się, posiwiał, zdziczał. Żyje w odosobnieniu niemal zupełnem. Odsunął się od świata i ludzi w odległy, podmiejski zakątek i tu w ciszy głębokiej spędza długie, samotne godziny. Jest mi dziwnie bliski ten nerwowy, 34-letni starzec. Tak bliski, że czasem zdaje mi się, jakgdyby był mem drugiem „ja“, tylko widzianem od wewnątrz. Jest to jakby drugie, nieznane światu oblicze mej jaźni. Bo właściwie zrąb, o który oparte są nasze twórczości, jest jeden i ten sam; różnica cała między nami polega na tem, że ja szedłem drogą podboju i niewoliłem ku sobie tłumy, gdy on, nieuleczalny marzyciel, zadowalał się wpływem na dusze wybrane. Utwory moje syte barwami życia i pulsacją krwi pociągają za sobą tysiące, którym zdaje się, że przemawia ktoś do nich podobny — twórczość Wrześmiana dyskretna, przesłonięta kwefem mistycznej mgły, księżycowa, oczarowuje tylko ludzi wyjątkowych. Różnica charakteru raczej, temperamentu, nie istoty twórczej. Podobno jeden z jego „przyjaciół“ powiedział mu raz w przystępie szczerości, że „nie jest na-