Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i właśnie w numerze porannym jednej z gazet pojawiła się entuzjastyczna ocena jego utworu. Chociaż Amelja jako prenumeratorka „Przeglądu“ recenzję niewątpliwie czytała, mimo to zachowała w tej sprawie dyskretne milczenie, ani słowem nie czyniąc żadnej w tym względzie aluzji. On też nie podzielił się z nią wesołą nowiną, skierowując rozmowę na zupełnie inne tory. Lecz wesołości swej i zadowolenia nie starał się bynajmniej ukrywać, co znów psuło widocznie humor kochance; parę razy wyczuł na sobie jej gniewne spojrzenie.
Mimo to koło godziny siódmej wieczorem niechęć pięknej pani ulotniła się i sama zaproponowała mu spędzenie kilku chwil w jej rozkosznej sypialni.
Jakby wynagradzając mu początkową oziębłość, roztoczyła Amelja przed nim tego wieczora całe nieprzebrane bogactwo swych ponęt. W pewnej chwili, gdy wśród oplotów jego nóg i ramion odbierała odeń po raz trzeci miłosną daninę, ciałem jej rozżarzonem od pożaru krwi zaczęły wstrząsać spazmatyczne dreszcze, a z piersi wydobyło się ciche, przejmujące łkanie. Płakała z rozkoszy...
Przytulił usta do jej łona i namiętnie wodził niemi po całem jej słodkiem ciele...
Nagle podniósłszy głowę z poduszek, ukąsiła go w ramię tak silnie, że nie zdołał powstrzymać okrzyku bólu. Lecz zaraz uśmiechnął się i, tamując chusteczką strumień krwi, zapytał:
— Czy dziś jesteś ze mnie zadowoloną, Mela?