Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Gębarski - W pruskich szponach (cz. I).pdf/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na murawie, tuż przy drodze, leżał starzec, o siwej, długiej brodzie, w żebraczych łachmanach, z torbą płócienną, obok porzuconą…
Przy nim klęczała młoda, może czternastoletnia dziewczynka, żałośnie wzywając pomocy.
— Dziaduś umierają!… O, Jezu!… ratunku!… ratunku!…
Blada, pożółkła twarzyczka, błękitne, jak bławatki, oczy, szeroko rozwarte z rozpaczy, łzy płynące rzęsiście—wszystko to budziło dla niej współczucie i litość.
Pan Adam Szarski i Jadzia pierwsi przybiegli do leżącego starca.
— Nie umarł… omdlał tylko!—rzekł młody uczony! — Wody!… proszę o wodę!…
Dwaj bracia Sieciechowie pobiegli do dworku i z szybkością, iście niewytłómaczoną, w jednej chwili, przynieśli w dzbanku zbawczej wody.
Otrzeźwiono starca, przywrócono go do życia.
Dziewczynka przestała żałośnie płakać, chwyciła z wdzięcznością Jadzię za rękę i ucałowała ją serdecznie.
— Żyją dziaduś!… Nie umarli!… uratowani!… O, niech Bóg państwu zapłaci!… Niech Bóg wynagrodzi!…