Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Gębarski - W pruskich szponach (cz. I).pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z archanielskiemi skrzydłami i głosem—
Ty czasem dzierżysz i broń archanioła…
Płomień rozgryzie malowane dzieje,
Skarby mieczowi spustoszą złodzieje,
Pieśń ujdzie cało, tłum ludzi obiega;
A jeśli podłe dusze nie umieją
Karmić jej żalem i poić nadzieją,
Ucieka w góry, do gruzów przylega
I stamtąd dawne opowiada czasy…

W tej chwili za parkanem rozległ się rozpaczliwy krzyk dziewczęcy i wołanie o pomoc. W głosie tym tyle było bólu i rozpaczy, że wszyscy zebrani w altanie ucichli i zaniepokojeni spojrzeli po sobie.
Krzyk i wołanie o pomoc znowu się dały słyszeć.
Zerwał się młody uczony i wybiegł z altany, ale już uprzedzili go dwaj Sieciechowie. W jednej chwili znaleźli się około parkanu, przeskoczyli przezeń szybko i wołali:
— Człowiek umiera… leży tu… na trawie…
Rzucili się wszyscy do furtki i na ratunek. W jednej chwili znaleźli się na drodze, tuż za parkanem dworskim.
Wstrząsający serce widok przedstawił się ich oczom.