Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Gębarski - W pruskich szponach (cz. I).pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I już bylibyśmy w drodze nad Gopło i do Poznania.
— O czem przez rok cały marzyliśmy, pragnąc poznać ziemie i grody nad Wartą i Notecią — tę prawdziwą kolebkę Polski…
— Tak, o tem marzyliśmy… a tymczasem już drugi tydzień wakacyi zeszedł nam na niczem…
— Jużcić że tak, jakby na niczem… Bo nie można nazwać pożytecznem spędzeniem wakacyjnych czasów, gdy się wstanie o ósmej rano, zje śniadanie o dziewiątej, o dwunastej drugie, później obiad, następnie podwieczorek i jeszcze raz mleko zsiadłe lub słodkie, a wieczorem kolacyę, nie licząc wiśni, które zda się, że same do ust z drzew ogrodowych spływają, ani przeróżnych smakołyków, które na nasz przyjazd w obfitości iście królewskiej przygotowano…
— I mnie to od rana do nocy spożywanie i przetrawianie przeróżnych potraw i przysmaków uprzykrzyło się… Takbym gorąco pragnął wziąć kij podróżny do ręki, w sakwy kawałek chleba i serca, nogi wyprostować i iść hen! hen!… nad Wartę, nad Gopło, nad Odrę, aż nad bursztynowe brzegi Bałtyku…
— Nie lada z ciebie poeta!… Widzę, że fantazyi ci nie brakuje… Ale wierzaj mi, że do takiej podróży poetycznej o kiju podróż-