Strona:Stefan Barszczewski - Obrazki amerykańskie.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krzyżowca „Maria Theresa” buchnął kłąb dymu białego, błysnął płomień, huk potężny odbił się echem o wzgórza zielone.
I powstał chaos.
Trzask, huk i łomot wrą na falach spokojnych. Białe dymy ścielą się olbrzymiemi kłębami. Ogromne pociski, uderzając w powierzchnię wód, wytwarzają pieniące wodotryski.
Ryczy skłębiona masa potworów, ale z krzyżowców hiszpańskich wyrzucane pociski chybiają celu. Zaledwie jeden na sto trafi w stalową skorupę pancerników amerykańskich. Bo działami kierują ręce trzęsące się ludzi zdenerwowanych, palonych gorączką trawiącą. Nie pomogą im wspaniałe tradycje potężnego państwa, w którem słońce nigdy nie zachodziło. Nie pomogą wspomnienia wielkich zwycięstw i odkryć.
Giną hidalgowie, rażeni przez ogień parwenjuszów; giną, bo działami amerykańskiemi kierują ręce spokojne, muskularne, zdrowe i silne. Business je wykształcił, do businessu przywykły; pracują przy działach tak samo spra-