Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i rozpaczliwy wysiłek. Znać było, że się zmaga z jakąś siłą niepojętą, ale napróżno, bo oto pistolet, jakby wyciśnięty z dłoni bezwładnej, padł na podłogę estrady.
Jeden z wysłańców Parkera znalazł się natychmiast przy Ludku i, nacisnąwszy nogą pistolet, schwycił skonfundowanego „trybuna“ za bary. Jednocześnie zaś Znicz, usłyszawszy łoskot przedmiotu, padającego na podłogę, zwrócił machinalnie wzrok w tę stronę i jednym rzutem oka objął sytuację.
Z zimną krwią podszedł do osłupiałego przeciwnika, dobył pistolet z pod przyciskającej go stopy policjanta i, wznosząc broń do góry, pokazał ją tłumom, które już zerwały się na nogi śród wrzawy ogłuszającej.
Znicz dał znak ręką, że chce mówić.
Wrzawa ucichła w jednej chwili.
— Oto — zawołał poseł, potrząsając pistoletem — jedyny argument takich ludzi!
Widownia zagrzmiała burzą oklasków.
Ale mówca dał znak ręką, gdy zaś oklaski nagle umilkły, rzekł głosem poważnym:
— Oklaski są zbyteczne. Jeżeli zrozumieliście mnie, obywatele, to niech każdy spełni swój obowiązek względem kraju, bo czekają nas chwile ciężkie!
Stojący wpobliżu estrady pod filarem, podpierającym amfiteatr, dr. Chwostek skinął głową.
Przed chwilą jeszcze z jego głęboko osadzonych