Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciemnych oczu, tkwiących uporczywie w postaci Ludka, tryskały iskry.
Oczy te przeszywały warchoła, śledziły ruch jego najdrobniejszy, a gdy ręka Ludka wynurzyła się z kieszeni, uzbrojona w pistolet, przylgnęły do niej, jak magnes ze stali...
Teraz oczy starca znów przygasły i przygarbiła się postać jego.
Skinąwszy głową, jakby dla przytaknięcia słowom Znicza, odwrócił się i wyszedł z hali, a z ust smutnie uśmiechniętych padły ciche słowa:
— Cylon przeciwko Pitagorasowi.