Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chanem, t. j. wielkim chanem, przybrał imię Czingisa, przypasał miecz Czingisowy i rusza na nowy podbój Europy. Już zaprzysięgły mu posłuszeństwo wszystkie ajmaki mongolskie i lamowie tybetańscy, już otaczają go csałany[1] niezliczone, już u steru państw azjatyckich stanęły rządy rewolucyjne, popierające nowego Czingisa i oddające mu do rozporządzenia arsenały, armje i floty azjatyckie; już ruszyły całe okolice i bez żadnego wypowiedzenia wojny, jakgdyby nie istniały prawa międzynarodowe, pierwsze zastępy Azjatów przekroczyły Ural!
Nie dziw, że wobec takich wiadomości Warszawa zadrżała, ba, zawyła z przerażenia!
Reakcja była okropna. Ustała chwilowo wszelka praca, ogłupiałe tłumy zaległy parki, place i ulice, bezradnie oczekując dalszego rozwoju wypadków. Niektórzy przezorniejsi z mieszkańców pakowali ruchomości, spoglądając trwożnie w niebiosa, czy nie nadlatują samoloty azjatyckie, inni szlochali i zawodzili głośno. Nagłe podniecenie ogarnęło wszystkich. Ktoś rzucił w tłumy hasło: „Rozgromić Azjatów, wygnać ich z miasta!“ Ale już od trzech dni kosookie, żółtolice postacie znikły z ulic Warszawy, wzburzona więc olbrzymia fala ludzka, przeprawiwszy się na prawy brzeg Wisły, runęła na dzielnicę azjatycką.

Dzielnica ta jakby wymarła. Poznikali z niej lu-

  1. Ajmak — księstwo, csałan — pułk.