Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
92

chciał przypomnieć owo dawne wrażenie. Westchnął:
— Nie.
— Jakto, wcale?
— Panna Ościeniówna nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia.
— Jesteśmy sami, — mówił Nastawa, pochylając się ku niemu, — jesteśmy mężczyznami...
Piotr milczał, jakby odpychając od siebie tę poufałość.
— Byłbym bardzo szczęśliwy, — ciągnął Nastawa, — gdyby w istocie tak było, jak szanowny pan utrzymuje, że panna Małgorzata była dla pana zupełnie obojętną, gdyż wówczas tamten czyn jeszcze piękniejszem światłem wybłyska. Tylko, że to tak trudno uwierzyć... Doprawdy! Panna Ościeniówna jest tak piękna, tyle ma w sobie wdzięku, że mógł pan cząstkę jego nosić w sobie, wcale o tem nie wiedząc.
— Choćbym miał nawet tanim kosztem wyrosnąć na bohatera, muszę się przyznać, że nie kochałem się ani jawnie ani skrycie w tej osobie.
— I to ani wówczas, ani dziś? — zapytał hrabia natarczywie.
— Panie hrabio, roztrząsamy już tak długo moje afekta. Nie chciałbym być niedyskretnym, ale muszę się odwzajemnić temsamem pytaniem.
— Przepraszam pana za niedyskrecyę, jakiej się dopuściłem!
— Nie sprawiła mi ona przykrości. A przecie to rzecz niewątpliwa, że w sprawach miłosnych