Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
120

tego wszystkiego ze zdecydowanym uporem. Gdy mu Piotr wyrzucał niekonsekwencyę, kiwał głową i zgadzał się, że to w istocie jest niekonsekwencya. W najtrudniejszych wypadkach wykręcał się zastrzeżeniem, że jest sobie prostym, nieuczonym człowiekiem, — skądże tedy ma obowiązek przestrzegania konsekwencyi.
— Tu, — mówił, — cmentarz widać ze wszystkich punktów, gdzie tylko człowiek stanie w polu. Kościół tosamo, sterczy nad chałupami. Jakże tam nie bywać, kiedy to jest dom pospólny, nie mój ani twój, tylko dom boży i ludowy? To jest dom ludowy, odświętny, gdzie się ludzie spotykają, witają, potem modlą, potem pokazują sobie nawzajem piękno swych, — żal się Boże! — strojów, — gdzie śpiewają Bogu o swem życiu zgrzebnem i parcianem. Cóż ty im dasz na to miejsce? Jużci jest drugi budynek widniejszy, murowany. — To karczma...
Gdy zaś Piotr poczynał mówić właśnie o domach ludowych, o szkołach i muzeach, o teatrach i odczytach, — wtulał głowę w ramiona i mówił, że to tam, dopiero jak będzie Polska...
— A ja, braciszku, jestem tutejszy rolnik, a będę leżał, ot — tam...
Wskazywał ręką na cmentarz, osłoniony wielkiemi drzewami, widzialny we mgle jesiennej.

— Chodzi o to, — dodawał, — żeby nie zepsuć nic w tem, co stoi w duszy chłopskiej, co stanowi w niej moc i siłę trwania ....................[1] Kto może coś do-

  1. Przypis własny Wikiźródeł W innym wydaniu tekst nieocenzurowany: moc i siłę trwania, aż do tego świętego czasu, który nadejdzie.