Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
84

odbywają się na jego strychu. Nadto — dawały mu możność kształcenia się w języku polskim.
Obserwując podwórze, spostrzegł, że kozdrojowcy nie komunikują się już z sołdatem przez szparę w parkanie i że stosunki ich z sąsiednią posesyą jakoś się przerwały. Znał z doświadczenia szybkość zmian, zachodzących w usposobieniu młodzieży dwudziestoletniej, to też nie zdziwił się wcale. Począł teraz wysiadywać tajemnie w swej śpiżarni i pilnie wsłuchiwać się w utwory i rozprawki, odczytywane na strychu. Koło, widocznie, zwiększało się, gdyż coraz to inne figury bywały w sąsiedztwie komina. Czytano szczególniej dużo poezyi i Piotr z konieczności zagłębiał się w literaturę. Niektóre utwory polubił ze słuchu i padły one nazawsze w jego pamięć od pierwszego razu, jako żywe i twórcze formy czucia. Nadewszystko jednak lubił sekretność zjawiska. Nikt nie wiedział... Przez szpary wciskała się do jego kryjówki mowa, poezya, historya, łatwowierne i łatwownioskujące młodzieńcze filozofowanie...
Pewnego dnia nie mógł być w swej śpiżarce na podsłuchach, gdyż o tej porze wypadła mu czynność urzędowa w koszarach. Wracał do domu później, niż zwykle, kiedy, według wszelkiego prawdopodobieństwa, spiskowe kółko powinno było być pod dachem. Wbiegając szybko na swe schody, artylerzysta zetknął się z jakimś panem, przyzwoicie odzianym, który właśnie zdawał się zstępować z góry. Pan był w bobrowem futrze, z laseczką w ręku i modnym kapeluszem na głowie.