Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



IV.

W kilka dni później Piotr wyruszył do miasta dla objęcia służby w bateryi artyleryjskiej, do której był przeznaczony. Dziadek-generał wybrał się z nim w celu załatwienia swych spraw prywatnych, ale również z zamiarem przedstawienia krewniaka generałowi dowodzącemu, którego znał z lat dawniejszych. Kiedy wyjeżdżali z bocznych, opłakańskich dróg i docierali do szerokiego traktu, stary pan wydał furmanowi polecenie, żeby jechał nie drogą zwykłą, czyli gościńcem, lecz inaczej. Na rozstaju dróg kazał skręcić w lasy i przedrzeć się wprost przez góry. Woźnica w głowę zachodził, co to za droga tak niezwykła, i jawnie mruczał pod nosem o niepotrzebnem zamęczaniu koni, o niebezpieczeństwie grożącem resorom starego pojazdu. Generał kazał mu milczeć i jechać według rozkazu. Sługa spełnił ten rozkaz. Gdy po przebyciu góry wyjechali z głuchych lasów, ukazały się przestwory niezalesione i nieuprawne, pastwiska i mokradła napół zarosłe. Piasczysta droga, poprzerastana korzeniami drzew, których już dawno nie było, przecinała to pustkowie. W pewnem miejscu starzec kazał stanąć. Wysiadł z powozu i Piotrowi