Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
131

ci dała przejrzeć i widzieć świat dla nas stworzony, radosny, — żeby twoją duszę raczyła zdjąć z tych okrutnych haków, na których ją rozpinasz.
— Taniu! — wyszeptał, wspomniawszy swoją modlitwę. Tulił ją w ramiona, usiłując pochłonąć w pocałunkach, wcielić w swe serce, zmieścić w sobie, pokonać duchem i zamknąć w swych piersiach.
— Prosiłam się, żeby twoja polska ponurość i twardość zelżała, żeby się uśmiech w tobie narodził, żeby na ciebie pierwszy powiew wiosny przyleciał, żeby ci słońce zaświeciło w duszy....
Innego dnia biegł po zachylających się schodach nie jak człowiek żywy, lecz raczej jak chmura niesiona od wichru i wichrowi jedynie posłuszna. Pociągnął za dzwonek.... Skoro otwarto, minął korytarz i trafił do drzwi, ukrytych w ścianie. Stojąc przed nimi, doświadczał uczucia, jakby się wcielał w głąb swego jestestwa. Ściana, oddzielająca pokój Tatjany od korytarza, była cienka, oklejona bladoniebieskim papierem. Dalej był już ślepy mur sąsiedniego gmachu. Piotr miłował ten pokoik, świątyńkę na ziemskim globie, gdzie przebywała bogini. Kochane były tam wszystkie sprzęty: szafa na suknie, stolik, krzesła, a nadewszystko wielkie lustro nad kominkiem, które w tafli swej miało obraz przecudnych kształtów i niebiańskich zdarzeń, a zatopiło te widoki w sobie, w lśniącej, uśmiechniętej tajemnicy. Nieme lustro, jak natura, nie znało wspomnienia, litości i marzeń, — jak niezbadany los, gotowe było nanowo ukazać w ca-